Strona główna
  Życiorys

  Pisma ks. Ziei
  Relacje
  Artykuły
  Wydarzenia
  Kwartalnik
  Kontakt >>>
  


  


  

Prof. Zbigniew Grabowski
Kapelan wszystkich potrzebujących

Był to początek roku 1953. Postanowiliśmy się pobrać. Pewną trudność mogło przedstawiać to, że moja narzeczona urodziła się w rodzinie katolickiej, a ja - w żydowskiej. Nie byłem chrzczony. Ze względu na nią ślub należało wziąć kościelny.

Odbyliśmy więc rozmowy z proboszczem jej parafii, podczas których oświadczyłem mu, że jestem niewierzący. On próbował mej narzeczonej wyperswadować taką nieszczęśliwą miłość. W końcu jednak napisał prośbę do Prymasa o dyspensę dla nas. Miałem tę kopertę zanieść do sekretariatu Prymasa. Zajrzałem do tej koperty i w ceremonialnym łacińskim liście przeczytałem o sobie, że jestem in errore iudaico educatus, nunquam baptisterium obtinuit.

Doprowadziło mnie to do gniewu z dwu względów. Z księdzem proboszczem nie mówiliśmy bowiem ani słowa o religii mojżeszowej, stwierdziłem tylko, że jestem agnostykiem. Ponadto, mimo mego agnostycyzmu, obraziło mnie określenie error iudaicus; w końcu religia mojżeszowa to nie jest żaden error, czyli herezja, tylko religia równie dobra, jak powstałe z niej blisko 2000 lat temu jako sekta, czy właśnie herezja - chrześcijaństwo. Odczułem to boleśnie jako przekreślanie szans naszego kościelnego ślubu.

A wtedy zadziałała kochana krakowska, przyjaciółka naszej rodziny, Tika Schröderowa, głęboko wierząca katoliczka z kręgu Jerzego Turowicza i "Tygodnika Powszechnego". Powiedziała mi - skoro jesteś w takiej rozterce - idź do księdza Ziei i posłuchaj jego rady - to jest bardzo mądry i święty człowiek, "kapelan wszystkich potrzebujących". Poszedłem więc na zaplecze kościoła Wizytek do ks. Jana Ziei, pod którego urokiem pozostałem na długo, a rozmowa z nim zdecydowała o moim dalszym życiu. Już on sam, w odróżnieniu od większości znanych mi wówczas księży, budził ogromne zaufanie. Czuło się emanującą z niego głębię i duchowość.

Powiedział mi: "Zastanów się - czy ty kochasz siebie, czy ją? Jesteś urażony, bo urażona jest twoja miłość własna. Ale jeśli naprawdę ją kochasz, to musisz znieść dla niej każde upokorzenie. Wybieraj!". I przekonał mnie. Odtąd przez całe życie jestem księdzu Zieji głęboko wdzięczny za jego naukę i radę.

Po pewnym czasie otrzymaliśmy dyspensę z podpisem prymasa Wyszyńskiego. Mój szacunek dla instytucjonalnego Kościoła odbudowali dopiero w wiele lat później wielcy duchowni, z którymi miałem szczęście się spotykać: kard. Karol Wojtyła - później Papież Jan Paweł II, ks. Józef Tischner, ks. Michał Czajkowski, o. Stanisław Musiał, ks. Michał Heiter, abp Józef Życiński, o. Stanisław Obirek...

Ponad 20 lat później ks. Zieja, niegdyś kapelan AK, potem kapelan wszystkich potrzebujących, stał się jednym z ojców-założycieli KOR-u i w ten sposób stał się dla całego narodu jednym z wzorców głęboko moralnej postawy patriotycznej.

Po raz ostatni widziałem go w stanie wojennym, na cmentarzu powązkowskim, na pogrzebie Gaji Kuroniowej. Prowadzili go przyjaciele z KOR-u, a on szedł z rozwianą siwą brodą, wyglądając jak prorok, niemal już nieobecny na tym świecie.

Dziękuję codzień wspaniałemu księdzu Janowi Ziei za jego mądrą i serdeczną radę. Zawdzięczamy mu to, że już ponad pół wieku trwa nasze szczęśliwe małżeństwo.


Prof. Zbigniew Grabowski, Wspomnienie o ks. janie Ziei. Maszynopis

Koszalin 2005 | www.zieja.ovh.org | Emilia Rogowska | Webmaster: Przemek