Strona główna
  Życiorys

  Pisma ks. Ziei
  Relacje
  Artykuły
  Wydarzenia
  Kwartalnik
  Kontakt >>>
  


  


  

Ks. Michał Badowski. Wspomnienia

Po skończeniu przeze mnie dwóch lat filozofii ks. Jan Zieja zaprosił mnie do Mołodowa. Mogłem bliżej przyjrzeć się jego pracy. Właścicielem Mołodowa i całego majątku pięciu tysięcy hektarów z lasami był Henryk Skirmuntt. Przebywała z nim jego siostra Maria. To on sprowadził do Mołodowa Siostry Urszulanki, które założyła Urszula Ledóchowska. Na ile pamiętam, było tych sióstr przeszło 20, a wśród nich siostra Popiel i siostra Górska. Ks. Zieja był ich kapelanem. (...)

W pięknej kaplicy, ozdobnym budynku, ks. Zieja odprawiał Msze św. Henryk Skirmuntt, jego siostra Maria i siostry urszulanki brali udział we Mszy św. Pamiętam, jak w oktawie Bożego Ciała ks. Zieja rozpoczynał Mszę słowami cibavit eos ex adipe frumenti, to wydawało mi się, że widzę w nim proroka. W moim życiu nie dostrzegłem, żeby ktoś tak głęboko przeżywał Mszę św. Tak było w Mołodowie i tak w Zakopanem.

Kiedyś przyjechał do Mołodowa a Pińska ks. biskup Kazimierz Bukraba. O ile dobrze pamiętam, około 10 kilometrów od Mołodowa znajdowała się miejscowość Motol i tam katolicy, a byli w mniejszości, chcieli wybudować kościół. Zrobili fundamenty pod kościół i ks. biskup miał je poświęcić. Bp Bukraba zabrał mnie ze sobą - usługiwałem mu. Na poświęceniu był też ks. Zieja, tamtejsze władze polskie, policja i osadnicy. Po poświęceniu fundamentów pod kościół w Motolu odbyło się w Mołodowie przyjęcie. Była tam też założycielka Urszulanek, Matka Urszula Ledóchowska, i inne siostry z tegoż zgromadzenia, Konstanty Skirmuntt ambasador Polski w Anglii, ks. Zieja ze mną. (...)

Pewnego razu ks. Zieja zostawił mnie samego w jego domu, w którym mieszkał, i wyjechał do Warszawy - po co nie wiem. Po trzech dniach wrócił. Widziałem, że jest bardzo zmęczony. Kazał mi odmawiać Różaniec. Zauważyłem, że zasypia przy odmawianiu Różańca, więc mówię: widzę, że ks. profesor bardzo zmęczony, trzeba przerwać modlitwę i pójść spać. Kręci głową, że nie - "mów dalej". Jakoś dobrnął do końca i mówi mi: trzy noce nie spałem, dlatego taki senny jestem. Oczywiście zaraz poszedłem do swego pokoju, a ks. Zieja został u siebie. Po tych wszystkich wydarzeniach mówi do mnie: zabieram cię ze sobą, pojedziemy w góry do Zakopanego.

Pojechaliśmy do Warszawy, potem do Lasek, zobaczyliśmy ks. Korniłowicza, jak przy swoim domku spacerował i modlił się z brewiarza. Mówi ks. Zieja: przywiozłem ci tego kleryka, bo chcę, żeby ciebie poznał, a ja jadę do Warszawy w swoich sprawach. Ks. Korniłowicz spojrzał na mnie i mówi: będziemy brewiarz odmawiać, ja zaś powiadam, że nie mam jeszcze brewiarza. On daje mi swój brewiarz - "proszę czytać". Ja czytałem po łacinie oczywiście psalmy, a on z pamięci odpowiadał. Skończyliśmy modlitwy na ten dzień. (...)

Wrócił ks. Zieja, pożegnaliśmy się z ks. Korniłowiczem. W moim życiu go więcej nie widziałem, ale o nim czytałem. (...)

Pojechaliśmy do Zakopanego - jesteśmy na Jaszczurówce u sióstr Urszulanek. Mieszkałem w jednym pokoju z ks. Zieją, bo dom sióstr był wypełniony urlopowiczami. Przebywał w tym czasie u sióstr ks. prof. Stefan Wyszyński, redaktor "Ateneum" z Włocławka. Leczył płuca i spacerował tylko pod Reglami, a w góry z nami nie chodził. Pamiętam, co czytał, była to książka "Jezuici, burżuje i komuniści". Był też z nami z Radomia ks. Ryszard Strzelecki, przyjaciel ks. Ziei ze studiów uniwersyteckich w Warszawie. W Radomiu uczył młodzież gimnazjalną. On chodził z nami w góry, ale mieliśmy z nim kłopot, bo bał się schodzić w dół. Trzeba było mu pomagać.

On mi dużo opowiadał o swoim przyjacielu ks. Ziei. Razem studiowali, a ks. Strzelecki był prezesem Kółka Teologicznego, które od czasu do czasu urządzało dla inteligencji odczyty na różne tematy. Prezes Kółka ks. Strzelecki zaprosił na Uniwersytet Warszawski, na Wydział Teologiczny, z Krakowa ks. abpa Godlewskiego, historyka. Zaproszenie arcybiskup przyjął. W dniu, kiedy miał być wygłoszony referat, otrzymuje ks. Strzelecki telegram od arcybiskupa, że nie może przyjechać do Warszawy z odczytem, bo ma wysoką gorączkę i lekarz każe mu leżeć w łóżku. Zaproszenia na odczyt zostały już rozesłane. Miał też zaproszenie kardynał Kakowski. Co tu robić? Przecież ja - mówił ks. Strzelecki - nie mogłem wszystkich zaproszonych powiadomić, więc idę do mojego przyjaciela ks. Jana Ziei i proszę go: Jasiu, ratuj mnie w tej sytuacji, bo nikt inny tego nie zrobi, ty wygłosisz referat na temat przez ciebie wybrany. Zamyślił się ks. Zieja i mówi: wygłoszę referat, ale jestem głodny. Ks. Strzelecki poszedł do sklepiku i kupił mu kiełbasy i chleba, daje to ks. Ziei i mówi: zjedz to, będziesz silniejszy. Zostawił ks. Zieję samego i przez dziurki od klucza przygląda się, co też on robi. Ks. Jan zjadł, co było mu kupione, przeżegnał się, ukląkł i pogrążył się w modlitwie.

Po pewnym czasie ks. Zieja wstał i idzie do drzwi, a te są zamknięte. Chce drzwi otworzyć i nie może, pyta kto go zamknął. Ja - mówi ks. Strzelecki. Ks. Zieja: po co mnie zamknąłeś? Ks. Strzelecki: żebyś mi nie uciekł. Ks. Zieja: otwieraj, nie bój się, nie ucieknę.

Poszli do uniwersytetu - goście zaproszeni są i kardynał Krakowski też oraz rektor uniwersytetu. Ks. Strzelecki wszystkim ogłasza, że biskup Godlewski nagle zachorował i nie może przyjechać. Zamiast biskupa referat wygłosi ks. Jan Zieja. Kardynał Kakowski zrobił grymas na twarzy, ale nie opuścił krzesła - słucha. Ks. Zieja opowiadał, jak poznawał Pana Boga, jako mały chłopak, potem jako kleryk i teraz poznaje jako kapłan. Mówił tak pięknie i przekonywająco, że rektor uniwersytetu publicznie mu podziękował za referat i nawet go w rękę pocałował. Kardynał Kakowski też klaskał ks. Ziei z innymi zgromadzonymi.

W góry chodziliśmy w grupie. Ks. Zieja odprawiał Mszę z kapłanami, a byli to ks. Strzelecki, ks. St. Ryżko, ks. Józef Horodeński, ks. Władysław Siekierko, z udziałem jakiegoś profesora polonisty i ze mną, alumnem z Pińska. Pierwsza nasza wycieczka na Liliowe i Świnicę, potem na Zawrat, Dolina Pięciu Stawów, na Granaty, Mięguszowiecką Turnie i Rysy, gdzie biegnie granica polska i czeska. Potem robiliśmy wycieczki na Turbacz, Babią Górę, Morskie Oko. W Lipnicy Małej poznałem Piotra Borowego. Po czeskiej stronie byliśmy w Podolińcu, w Jaskiniach Demanowskich. Zwiedzaliśmy Zamki Orawskie i Szczyrbskie Pleso, a także znajdujące się tam polskie wsie.


Ks. Michał Badowski. WSPOMNIENIA. Drohiczyn 2000

Koszalin 2005 |www.zieja.ovh.org| Emilia Rogowska | Webmaster: Przemek