Strona główna Życiorys Pisma ks. Ziei Relacje Artykuły Wydarzenia Kwartalnik Kontakt >>> |
Z ks. Janem Zieją rozmawia Jacek Moskwa Życie Ewangelią JACEK MOSKWA: Dla wielu takie pojmowanie sensu chrześcijaństwa wydaje się trudne do przyjęcia, jest formą religijno-politycznej utopii. Czy sądzi Ksiądz, że przyjęcie Ewangelii, Dobrej Nowiny o jedności miłości Boga i bliźniego, zawsze wymaga konkretnej postawy wobec rzeczywistości społecznej? Jeśli tak - to jakiej? Ks. JAN ZIEJA: Proszę Pana, ja bardzo wierzę w każde słowo Ewangelii. Jeżeli jest ono przeze mnie, czy przez kogoś innego dobrze zrozumiane - ale w każde słowo. W Ewangelii jest ta rzecz podana, że Boże Królestwo, jakie głosił Pan Jezus, a o którym przestaliśmy mówić, Królestwo Boże na Ziemi - zanim będzie w wieczności Królestwo Niebieskie - ono rośnie, rośnie. W kilku przypowieściach o tym mówił. Ono jest maleńkie jak ziarenko najmniejsze, a potem rośnie, aż się stanie drzewem. O tym trzeba pamiętać. Pan Jezus - wspominałem już o tym - obiecywał Apostołom, że "...gdy przyjdzie On, Duch Prawdy, nauczy was wszelkiej prawdy... z Mego weźmie, a wam opowie" (J 16,13-14). Ksiądz pojmował jednak Ewangelię w ten sposób, że zdecydowanie bliżsi byli Mu ci, którzy opowiadali się za sprawiedliwością społeczną. Powiedzmy: raczej członkowie "Wici" niż jacyś ówcześni bogacze wyzyskujący swoich pracowników? Niejeden wiciarz tak może myślał, ale prawda jest inna. Pan Jezus sprawę stawiał inaczej. "Kto może pojąć, niech pojmie" - ale każdy. I ten, który jest robotnikiem na folwarku; i ten, który jest tego folwarku właścicielem; i dziedzice ogromnych włości - jak Skirmunttowie z Polesia. Ewangelia to nie kilkadziesiąt stroniczek zadrukowanego papieru, jakieś paragrafy wyliczone, które trzeba wypełniać. Ewangelia nie jest rzeczą skończoną, zaokrągloną, wyczerpaną. Razem z nami żyje i rozwija się. Ciągle jest przed nami i będzie przez wszystkie dni do skończenia świata jako wielka, żywa całość. Ciągle jednak staje przed nami pytanie o stosunek Ewangelii do polityki. Ktoś patrzący z zewnątrz może uznać Księdza za przykład "kapłana politycznego". Czy Ksiądz się za takiego uważa? Nie. Staram się tylko jak najwięcej z Ewangelii czerpać dla tych ludzi, którzy są politykami. O ile oni tego chcą, bo wielu nic to nie obchodzi. Ci uważają, że polityka ma swoje zasady, a Ewangelia jest czymś zupełnie innym, innym światem. W tym jest o tyle racja, że Pan Jezus mówił "Królestwo moje nie jest z tego świata" (J 18,36). Ale jest i trzeba je budować, tylko nie według tego świata. Tymczasem politycy budują królestwa tego świata. Spotykając ludzi zajmujących się polityką, czułem się zawsze duszpasterzem. Towarzyszyłem im i czekałem. Z Ewangelią zwracałem się do moich kolegów z KOR-u, ale do prokuratorów też. Różnie to przyjmowano. Czasem wyśmiewano, nazywano mnie utopistą. Może. Moje utopijne marzenie, by zapanował pokój, zakłada, że może ludzie powiedzą kiedyś: jesteśmy stworzeniami Bożymi, istnieje Boskie Przykazanie - nie będziesz zabijał - więc nikt nas do tego nie zmusi, żaden cesarz, żaden król, żaden rozkaz. Jaką rolę mają w tym do odegrania apele takie jak Księdza? Nie należę do pacyfistów. Oni nie chcą wojny, bo płyną z niej rozmaite nieszczęścia dla ludzkości, zniszczenia i temu podobne. Ja nie tymi kategoriami rozumuję. Jest Boża wola, Boże Przykazanie. Jest przykład Chrystusa. Powiedziano nam nie tylko - nie zabijaj - ale nawet - nie gniewaj się na swojego brata - to mnie wiąże. Trzeba zatem o tym przypominać, nawet jeśli ludzie teraz tego nie przyjmą? Właśnie. Przecież Chrystus przyszedł nie do sprawiedliwych, którzy wszystkie prawa zachowują, tylko do grzeszników. Pora na ostatnie pytanie: z jakimi myślami spogląda Ksiądz w przyszłość? Mówiąc o tym, w co wierzę, na czym się opierałem, jednego nie wspomniałem. Ja głęboko wierzę w żywot wieczny. Nasz, każdego człowieka. Nie boję się więc śmierci. Nie uważam jej za nieszczęście. Pod tym kątem na wszystko patrzę. Chrystus mówi, żeby się nie bać tych, którzy zabijają ciało, ale tych, co zabijają ducha. Tymczasem śmierć uważa się za największe nieszczęście. Tak byłoby, gdyby nie Chrystus, przez którego dane jest nam Odkupienie. Jestem tym przejęty i jeżeli ktokolwiek chce mnie zrozumieć, musi mieć w pamięci, że ja nie boję się umierania. Cierpienie - nie można go lekceważyć; ono jest jedną z tajemnic, przez które Bóg nas przeprowadza. Śmierć to smutna rzecz i sam Chrystus płakał nad grobem Łazarza. To co innego. Istnieje jednak uszeregowanie różnych wartości. Jedne są niżej, drugie wyżej, jeszcze inne najwyżej. Za zło, prawdziwe zło, najgroźniejsze, uważam tylko grzech, czyli świadome sprzeciwienie się poznanej - z wyraźnego przykazania, z jakiegoś natchnienia, czy w inny sposób - woli Bożej. Tego się boję. Chcę się bać, ciągle uczę się bojaźni. Natomiast śmierci - nie, bo cieszę się nadzieją żywota wiecznego. Bóg zapłać za tę rozmowę i za trudną nadzieję, jaka z niej płynie. Wyznam, że słuchając Księdza myślałem często o tych starotestamentowych prorokach, którzy otrzymaną prawdę głosili wbrew wszystkim i wszystkiemu. "Ja jestem pasterz, owce pasę" - mówił któryś z nich. Głosił Prawo Boże, ale nie uważał się za żadnego proroka. Czuł się pasterzem. Tak samo ja. Wzięło mnie życie Pana Jezusa. Tamta księga przechowywana w domowej szufladzie - mówiliśmy o niej "żywot" - a naprawdę nazywała się: "Żywot Pana Jezusa Chrystusa, Boga i Zbawiciela naszego" przez Baltazara Opecia ze świętego Bonawentury przetłumaczona. A później Ewangelia, gdzie On sam - Jezus Chrystus - do nas przemawia. Wzięło - i tak trzyma. Niczego już więcej nie chcę. "Życie Ewangelią". Z ks. Janem Zieją rozmawia Jacek Moskwa. Editions du dialogue. Paris 1991 |
Koszalin 2005 |www.zieja.ovh.org| Emilia Rogowska | Webmaster: Przemek |