Strona główna
  Życiorys

  Pisma ks. Ziei
  Relacje
  Artykuły
  Wydarzenia
  Kwartalnik
  Kontakt >>>
  


  


  

Ks. Michał Badowski
Kochał Pismo Święte


W trakcie skromnego posiłku, który przygotowały siostry zakonne w Laskach Warszawskich po pogrzebie księdza Jana Zieji, ks. biskup Władysław Jędruszuk zaznaczył, iż nikt z przyjaciół ks. Zieji nie mógł przemawiać nad grobem, bo takie było życzenie Zmarłego, ale mogą oni, i powinni, napisać to, co mają w sercu, aby społeczeństwo w Polsce wiedziało, kim był ten wybitny kapłan.

Uważam za Łaskę Bożą fakt, iż dobrze go znałem od lat mych dziecięcych i dlatego chcę chociaż kilka obrazków z jego pięknego życia wspomnieć. Ks. Jan Zieja był wielbicielem św. Franciszka z Asyżu i naśladowcą jego życia. Był biedny całe życie i biednym pomagał. On sam mi opowiadał o takim momencie w swym życiu, że zapragnął pieszo pójść do Asyżu, by pomodlić się na grobie św. Franciszka. Szedł przez polskie Tatry i na granicy polsko-czeskiej zatrzymał go żołnierz. Zapytał dokąd idzie i czy ma paszport. Ksiądz Jan odpowiedział mu, że nie ma paszportu, a granic nie uznaje, bo cały świat należy do Boga. Wtedy strażnik ostrzegł ks. Zieję, że będzie musiał strzelać do niego, jeśli zechce przekroczyć granicę. Ks. Zieja odrzekł mu - strzelaj bracie, bo ja idę. Na pewno ten strażnik był człowiekiem wierzącym i nie chciał zabić księdza. Zauważył, że to jakaś niezwykła postać. Ksiądz Jan poszedł dalej - dopiero z Wiednia odwieziono go z powrotem do Polski. Kiedy - podczas Mszy św. pogrzebowej w kościele Sióstr Wizytek - patrzyłem na polskich żołnierzy trzymających straż przy trumnie zmarłego ks. Zieji, pomyślałem o tamtym żołnierzu w Tatrach. Czy on żyje?

Nie widziałem w moim życiu drugiego takiego kapłana, który by z takim przejęciem odprawiał Mszę św. jak ks. Jan Zieja. Jako kleryka po dwóch latach studiów w Wyższym Seminarium Duchownym w Pińsku, w 1938 r. zaprosił mnie ks. Zieja do Mołodowa na wakacje. Kiedy widziałem go w oktawie Bożego Ciała, sprawującego Najświętszą Ofiarę w pięknej kaplicy, zdawało mi się, że to jakiś prorok Boży trzyma w dłoniach Hostię Przenajświętszą. Całe życie pamiętam słowa płynące z jego ust: cibavit eos ex adipe frumenti alleluja alleluja.

Z Mołodowa zabrał mnie ksiądz Jan do Lasek. Ks. Korniłowicz spacerował przy kapelanówce i odmawiał brewiarz, ks. Zieja powiedział do niego: Przywiozłem ze sobą kleryka, chcę, żeby cię poznał; ja jadę załatwić sprawy w mieście. Ks. Korniłowicz zwrócił się do mnie: Będziemy odmawiać brewiarz. Odpowiedziałem: Nie mam brewiarza. Ks. Korniłowicz: Oto mój brewiarz, proszę czytać. Zacząłem czytać psalmy po łacinie, a on z pamięci odpowiadał wersetami, które powinien wymawiać tak jak w chórze. Byłem pełen podziwu dla ks. Korniłowicza. Pomyślałem wtedy - to jest kapłan, który kocha psalmy.

Z Lasek pojechaliśmy z ks. Zieją do Zakopanego, gdzie zamieszkaliśmy u Sióstr Urszulanek na Jaszczurówce. Przełożoną domu była siostra Bernarda Laurentowska. Spotkaliśmy tu śp. ks. Stefana Wyszyńskiego. Był on wtedy profesorem we Włocławku i redagował "Ateneum Kapłańskie". Pamiętam, co czytał - m.in. książkę "Komuniści, jezuici i burżuje". Był tam ks. Strzelecki, najlepszy przyjaciel ks. Zieji. Byli też młodzi księża z diecezji pińskiej. Przez cały miesiąc chodziliśmy po Tatrach, byliśmy nawet po czeskiej stronie. Codziennie rano księża odprawiali wspólną Mszę św„ ks. Zieja wygłaszał komentarz po Ewangelii przypadającej na dany dzień; potem śniadanie - i w góry. Ks. Zieja opowiadał nam wtedy różne historie, inni księża również.

Najwięcej o ks. Zieji dowiedziałem się od ks. Strzeleckiego, prefekta gimnazjalnego z Radomia. Opowiadał mi, jak razem z Księdzem Janem studiowali w Warszawie; należeli tam do Koła Teologicznego. Ks. Strzelecki byt prezesem Koła. Któregoś roku zaproszono na odczyt abpa Godlewskiego z Krakowa; miał wygłosić jakiś referat. Na odczyt ten był zaproszony również Kardynał Kakowski, rektor Uniwersytetu i inne osobistości. "W ostatniej chwili - opowiada mi ks. Strzelecki - otrzymałem telegram z Krakowa, że abp Godlewski zachorował i nie przyjedzie. Co robić? Za późno na powiadomienie o tym wszystkich zaproszonych. Idę do ks. Zieji, mówię jaka jest sytuacja i proszę: Ty, Jasiu, możesz mnie z tego kłopotu wybawić - musisz wygłosić jakiś referat. Ks. Zieja odpowiada: Jestem głodny. Pobiegłem szybko do sklepu, kupiłem kiełbasy i chleba, i mówię do ks. Zieji: Masz, posil się i napisz coś. Wyszedłem za drzwi i delikatnie zamknąłem je na klucz, żeby mi nie uciekł. Patrzę przez dziurkę od klucza, co on robi. Ks. Zieja posilił się, ukląkł i ukrył twarz w dłoniach. Po pewnym czasie wstał, podchodzi do drzwi, chce otworzyć, ale nie może. Pyta: Kto zamknął drzwi? Ja - odpowiadam - żebyś mi nie uciekł".

Potem poszli razem tam, gdzie miał być wygłoszony odczyt. Kiedy zjawił się kard. Kakowski i inne osobistości, ks. Strzelecki wyjaśnił sytuację, w jakiej się znalazł i powiedział, że w zastępstwie abpa Godlewskiego referat wygłosi ks. Jan Zieja.

Ksiądz Jan zaczął mówić o tym jak poznawał Boga jako mały chłopiec, potem jako kleryk i jako ksiądz. Mówił tak pięknie, że rektor Uniwersytetu publicznie podziękował mu za referat i pocałował go w rękę.

Ks. Jan Zieja kochał Pismo Święte i żył nim całe swe życie. Napisał książeczkę "Przyjdź Panie Jezu". Oby ludzie czytali tę książeczkę i żyli słowem Bożym jak Ksiądz Zieja.

W trakcie mych ostatnich odwiedzin u niego dał mi naklejone na kartonie fotografie drogich jego sercu osób. Są tam: św. Jan Vianney, ks. Popiełuszko, Sługa Boży bp Zygmunt Łoziński, Karol de Foucauld, ks. Henryk Hlebowicz z Wilna i on sam z siwą brodą. Jest to dla mnie cenna pamiątka po śp. ks. Janie Zieji.

Ks. Michał Badowski, proboszcz parafii w Rudce


Ks. Michał Badowski. "Wspomnienie o księdzu Janie Ziei". "Tygodnik Powszechny" Nr 47/1991

Koszalin 2005 |www.zieja.ovh.org | Emilia Rogowska | Webmaster: Przemek